Wiki
Wiki
rytamor rytamor
196
BLOG

Widmo krąży - widmo feminizmu

rytamor rytamor Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Widmo krąży po Europie – widmo feministycznego zamordyzmu.

Jak tu żyć. Terror... Faszystowski terror i PiS-izm. A było przecież „Nie ma zgody na brak zgody” – jakież to głębokie było i mądre...

Ciemna fala histerii rozlewa się i zamienia się w cuchnące kałuże prostactwa.

Już przed laty ogłoszono krucjatę przeciw kaczyzmowi, pisizmowi, moherom, oszołomom, katolom i innym zacofańcom. Krucjatę, którą prowadzili (i prowadzą nadal) niemal bezinteresownie między innymi paanowie: Tomasz Lis, prof. Stefan Niesiołowski, Blumsztain (ten od „świerdolę, nie rodzę”). 

Kogoż to mamy obecnie na pierwszej linii walki przeciw PiS-iemu zamordyzmowi. Mamy KOD z jego wodzem Kijowskim dzierżącym tęczowy parasol niczym szablę do obrony przed alimentami. Mamy panie Gasiuk – Pihowicz, Scheuring – Wielgus i pani Pomaska też jest. Są panie uzbrojone w wieszaki, w czarne parasolki, lub też zaledwie w wymowną czerń. Jest również udzielająca się wokalnie pani ministra Mucha. Zapomniałbym o paniach Kidawie-Błońskiej i Annie Grodzkiej.

Sama śmietanka postępu, same tuzy intelektu – w tle przebija się pan Petru na Rubikoniu, który ostatnio jakby przycichł (Petru i Rubikoń też). Wielcy ludzie mieli swoje konie – jak np. ten Olek z Macedonii, lub Mohammed itd. Dlaczegóż to Rysiu nie miałby mieć swojego konia? Pan Petru zamilkł zbierając myśli zapewne w zamiarze wydania ich w postaci książeczki, naśladując wielkiego Mao.

W boju z zacofaniem pisowskim uczestniczy ze swoim bardziej zabójczym niż uroczym uśmiechem oczywiście pan Schetyna – ten, który to po aferze hazardowej oczu nie mógł pozbierać – tak mu się ciągle rozbiegały.

Mówiąc po czeskiemu: „wszystkie bubki, hop do kupki”.

Obserwatorzy nie są zgodni, czy działania tego towarzystwa to przypadek psychiatryczny, czy histeria – choć jedno nie wyklucza ponoć drugiego. 

Trawestując słynne powiedzenie pani Nelly Rokity – obserwatorzy stoją w rozkroku. Sądzę, że wyżej wymienione przeze mnie panie i wiele innych pań z opozycji - szczególnie tej czarnej, również.

Histeria - poszukałem cóż to za zjawisko. Interesował się już nim sam mistrz Hipokrates i nawet uczeń mojego ulubionego filozofa - Platon.

Jak widać robi się poważniej i coraz ciekawiej - dlatego też postanowiłem o tym napisać  i to poważnie.

Otóż histeria jest przypadłością prastarą i leczenie jej jest równie rozwojowe jak i interesujące.

Słowo „histeria”, po łacinie „hysteria“, znaczy tyle co „pochodzący, wywodzący się z macicy“. Jest to choroba wyłącznie kobieca, wywoływać ją miały zatory i niewłaściwy przepływu „soków“ w narządach płciowych twierdzili starożytni.

Platon i Hipokrates wysoko cenili masaże genitaliów jako wypróbowany środek przeciwko histerii, a do tego potrzebne było oprzyrządowanie – pierwotnie bardzo proste.

Już w 3 wieku p.n.e starożytni Grecy zaspakajali popyt pań na olisboi (sing. olisbos). Dopiero później przemianowano te urządzenia do masażu intymnego na dildo.

Centrum produkcji i eksportu olisboi był Milet - bogate miasto handlowe i ośrodek kultury, gdzie parę wieków wcześniej, słynny Tales - filozof, matematyk, astronom, inżynier i podróżnik -  myślał, myślał i wymyślił swe znane twierdzenie.

Z 3 wieku p.n.e. zachował się ciekawy dialog między młodymi damami o dźwięcznych imionach Coritto i Metro. Metro pragnie wypożyczyć od Coritto jej dildo. Coritto jednak wypożyczyła już ten cudowny przedmiot innej swojej znajomej, a ta z kolei swojej przyjaciółce. Rozczarowana Metro pyta, gdzie można taki czarodziejski przyrząd kupić, aby mieć go w potrzebie pod ręką. Coritto poleca jej pewnego szewca o nazwisku Cerdon. Metro zna jednak dwóch rzemieślników o tym nazwisku, ale ma złe mniemanie o ich fachowości i wątpi czy można im powierzyć wykonanie tak poważnego zlecenia. Coritto zachwala jednak jakość, zalety i piękno wykonania swojego dildo. Przekonana Metro nie waha się już i idzie do Cerdona, aby złożyć zamówienie na dildo dla siebie.

Jak widać była to już wówczas niebłaha sprawa.

Kiedyś już wypomniałem, przytaczając tę historyjkę, dawno już przebrzmiałemu posłowi o nazwisku Palikot jego prymitywizm. Proszę sobie wyobrazić, biegał on po salach sejmowych z plastikowym – tak, o zgrozo plastikowym – dildo. Co za zacofanie – materialne i intelektualne.

A gdzie tam nam do antyku, gdzie do prehistorii. Już starożytniejsi Egipcjanie i Chińczycy znali zalety tego przedmiotu i wykonywali go z szlachetniejszych surowców np. szkła, lub porcelany (Wiki).

Kiedyś, w poczekalni u lekarza – a było to w Niemczech i ponad 20 lat temu - w braku innej literatury sięgnąłem po młodzieżowe czasopismo. No i?

No i  zagubiona w swoich hormonach, 16-letnia czytelniczka pyta o celowość użycia ogórków w celu dokonania masażu swoich intymności. Pytanie konkretne.

Odpowiedź, jak to u Niemców, była również konkretna,  jednoznacznie pozytywna i opatrzona uwagą, że wskazane jest jednak używanie ogórków obranych ze skóry.

Ktoś inny podkreślał zalety użycia do tego celu bananów, ale jeszcze lekko zielonych. Konsumować można je przecież jeszcze po dwóch tygodniach.

Taki to prymitywizm w naszych czasach...

Wracając do przeszłości należy wspomnieć, że olisboi wykonywane były z szlachetnego drewna, lub skóry i przed użyciem obficie nasączane oliwą z oliwek. Ceny były oczywiście dostosowane do szlachetności surowca.

Tako mówią stare źródła.

 „Schorowane wdowy i zakonnice” były skutecznie leczone „wewnętrznymi masażami” zapewnia w 13. wieku  Amaldus z Villanova. W 17. wieku kobiety z ciężką, zagrażającą życiu histerią też nie były pozbawione pomocy – zawsze mogły liczyć na ręczny, leczniczy masaż, jak zapewnia Abraham Zacuta.

W 16. wieku sławny chirurg, Ambroży Pare, zaleca akuszerkom stosowanie leczącego palca.

Uczeni jednej z renomowanych paryskich klinik pozostawili 3 tomy protokołów, z których wynika, że podczas leczenia pacjentki wydawały nieartykułowane dźwięki   i doznawały „histerycznych” skurczów mięśni.

Na przełomie 19. i 20. wieku każdy szanujący swój zawód lekarz miał odpowiedni sprzęt oraz grono tzw. „wiecznych pacjentek” korzystających średnio raz w tygodniu przez długie lata z jego leczących usług.

Do początku 20 wieku te pomocnicze urządzenia były uznawane jako urządzenia ściśle terapeutyczne.

W muzeach można również znaleźć dziwnie ukształtowane przedmioty do masażu, wykazujące znaczne podobieństwo do współczesnych dildo.

W damskich czasopismach, szczególnie w 19. wieku, znajdują się liczne oferty przyrządów do masażu: „Wibracja to życie“, „Aparaty do odprężenia muskulatury“, „Aparaty do podtrzymania sił życiowych i piękności“.

                                                            

Nie wiadomo, czy praca była dla medyków tak wyczerpująca, czy też może zapotrzebowanie było tak duże, że zaczęto myśleć o mechanizacji problemu.

W 1869 roku George Taylor - amerykański lekarz - opatentował napędzany parą „manipulator“, którego wibrująca głowica wmontowana była pośrodku leżanki służącej do masaży. Ze względu na wielkość i niezbędne oprzyrządowanie aparat nadawał się niestety tylko do użytku w klinikach.

Krzesła w różnych wariantach mające otwór w siedzisku, przez który przedostawał się silny, leczniczy strumień wody były popularne  w licznych kurortach. Nie wiem,  czy znany niemiecki duchowny i hydroterapeuta, Sebastian Kneipp, miał w tym swój udział twórczy – w każdym badź razie jego metody mają ciągle jeszcze zastosowanie w dzisiejszej hydroterapii - stosuje się silny strumień wody w okolice miednicy i bioder w celu polepszenia damskiego samopoczucia - komfortu psychicznego.

Stosowano do wibratorów także napęd pneumatyczny - bez większego powodzenia prawdopodobnie z powodu nadmiernego hałasu. 

Krokiem we właściwym kierunku było skonstruowanie ok. 1880 roku przez brytyjskiego lekarza Josepha Mortimera Granville pierwszego wibratora zasilanego elektrycznie i to przenośnego, mimo niezwykle wówczas ciężkich akumulatorów. Mankamentem było dość częste przerwanie terapii w rozstrzygającym momencie z powodu wyczerpania akumulatora. Nie spełniał więc oczekiwań.

Na rynku ukazały się wieloczynnościowe roboty kuchenne z wymiennymi głowicami, które panie przy niewielkim zaangażowaniu fantazji mogły wykorzystywać również w celach terapeutycznych. Niektóre po zastosowaniu odpowiednich przystawek mogły zasilać zarówno mikser, jak i maszynę do szycia.

Producenci pojawiali się jak grzyby po deszczu. American Elbrator Company reklamował urządzenie, które „nigdy nie będzie zmęczone”.

Firma Star oferuje „czarującego towarzysza”, z którym można było pojechać na wycieczkę na łono natury. „Przyjaciela” podłączało sie dwumetrowym kablem do akumulatora.

W gabinetach lekarskich pojawiły się aparaty podłączane do wałów napędowych pod sufitem, od których odprowadzone były giętkie wałki z głowicą wibrującą na końcu. W ten sposób obsługiwano kilka kabin położonych obok siebie przy pomocy jednego wału napędowego – jak w 19-wiecznych fabrykach, lub dzisiejszych warsztatach samochodowych.  

Nieco później wchodzą na rynek cieszące się wielkim powodzeniem urządzenia mogące być zasilane prądem domowym - z gniazda w ścianie.

Dzięki temu rozwojowi techniki można było, nieraz wielogodzinną ręczną terapię, zastąpić kilkunastominutowym mechanicznym seansem. Zyski gabinetów terapeutycznych  znacznie wzrosły. Wielki kryzys, epidemia histerii – wydawało się, że są pokonane. 

Nagle sprawa „rypła się”. Niektórzy twierdzą, że za sprawą niejakiego Zygmunta Freuda, który propagował zamiast manualnych i mechanicznych masaży gadanie teraupetyczne. Inni twierdzą, że interes padł, gdy sprzęt AGD pojawił się w filmach pornograficznych.

W 1980 r histeria została oficjalnie skreślona z listy chorób.

Uważam, że niesłusznie. Choroba, czy nie – skoro terapia pomaga, czemu nie skorzystać...

Panie, te na czarno i tęczowo, z wieszakami, parasolami, z trąbkami i bębnami (nieee, nie te w ciąży – te są normalne) – protestujące przeciwko wszystkiemu i wszystkim, domagające się wszystkiego – zawsze mogą przemyśleć stosowanie wypróbowanej terapii. Ja nie namawiam. Ale może pomóc.

Prof. Hartmann waląc w bęben domaga się zajścia w ciążę, czy na odwrót? Jemu chyba i innym panom, zrezygnowany niepowodzeniami redaktor (jeszcze Newsweek’a?)Tomasz Lis zaleca seks, czyli mówiąc pospolicie - cielesną miłość.

Oj niebezpiecznie, panie reaktorze. Miłość wymaga wysiłku, a to obecnie zagraża zdrowiu. Czytając o histerii dowiedziałem się, że seks dla panów bywa niebezpieczny. Szczególnie niebezpieczny dla panów, którzy jakoś tam stykają się z polityką. Może kiedyś w kilku zdaniach poinformuję zainteresowanych o zagrożeniach.

Panu prof. Hartmanowi, który histerii jako mężczyzna nie podlega, ale politykuje, można zaproponować zdziwioną, gumową lalę... One ponoć nigdy nie miewają migreny...

Howgh.

Zobacz galerię zdjęć:

Wiki
Wiki
rytamor
O mnie rytamor

Zgryźliwy, moher z zamiłowania - najczęściej jednak bez nakrycia głowy. Uczulony na pogodę. Szczególnie nie lubię wiatrów wschodnich i zachodnich. Dubito ergo cogito.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo